PL | ENG | RUS

DZIAŁALNOŚCIĄ ZWIĄZKOWĄ ZMIENILIŚMY STANDARDY

DZIAŁALNOŚCIĄ ZWIĄZKOWĄ ZMIENILIŚMY STANDARDY

Dziś publikujemy pierwszą część naszej rozmowy z Adamem, który pracował jako dostawca w Berlinie. Drugą część zaprezentujemy jutro.

Cały wywiad znajdziecie też w naszej broszurze “Właśnie tak wygląda wyzysk”. Możecie pobrać ją bezpłatnie tutaj


Powiedz coś nam o sobie: Jak dlugo pracowaleś jako dostawca dla Platform? W jaki sposób trafiłeś do tej pracy? Czym pracowałeś kiedyś a czym pracujesz teraz: Skuterem? Rowerem? Autem? W jakich platformach i miastach?

Na początku 2017 roku przeprowadziłem się do Berlina i musiałem szybko znaleźć jakieś źródło dochodu. W Niemczech trwał wtedy pierwszy boom platform dostarczających jedzenie. Mój znajomy pracował dla Deliveroo, które było główną firmą w tej branży i zatrudniało na potęgę. Zgłosiłem się i zatrudnili mnie z marszu. Planowałem popracować tam kilka miesięcy, zostałem prawie trzy lata. Później pracowałem jeszcze na rowerze jako dostawca jedzenia w kolektywie kurierskim i w innym kolektywie na rowerze cargo, jeździłem też vanem jako dostawca napojów, ale to już nie była praca dla platform.

Jak pracowałeś? Miałeś umowę, działalność czy pośrednika?

Działalność. Deliveroo na samym początku zatrudniało na umowy o pracę, ale to się szybko skończyło i po jakimś czasie prawie wszyscy kurierzy byli już wypchnięci na samozatrudnienie, a nowi pracownicy nie mieli już w ogóle możliwości pracy na etat. Założenie działalności trwało kilka tygodni i nie było specjalnie skomplikowane, ale wiązało się z kosztami, o których nie wiedzieliśmy. W Niemczech pracownicy branży logistycznej, czyli np. kierowcy tirów i autobusów są objęci dodatkowym, przymusowym ubezpieczeniem wypadkowym. Okazało się, że kurierzy rowerowi też są zaliczani do tej grupy.
W normalnych warunkach firmy odprowadzają te składki za swoich pracowników, ale my oficjalnie nie byliśmy pracownikami, więc musieliśmy odprowadzać je sami. To było 80 € miesięcznie, ale nikt w Deliveroo, ani w urzędach nas o tym nie informował, a Branżowa Kasa Ubezpieczeń zaczyna zgłaszać się po składki po ponad roku od założenia działalności. To praktyce oznaczało, że po ponad roku nagle dostałem rachunek na ponad 1000 € zaległych składek. Zarabialiśmy mało i te składki wpędziły mnie w kłopoty finansowe. Poza tym teoretycznie wszyscy powinniśmy opłacać sobie zwykłe ubezpieczenie zdrowotne. W normalnej pracy składka dzieli się na pół między firmę i pracownika, ale u nas na samozatrudnieniu musieliśmy opłacać całość sami. To było od 250 € miesięcznie wzwyż, więc migranci z krajów Unii zazwyczaj kombinowali, ubezpieczali się tanio u siebie w kraju, nie płacili tej składki i pracowali na EKUZ. Pracowanie na niemieckiej działalności gospodarczej na polskim, albo włoskim czy fińskim EKUZ jest oczywiście nielegalne, ale kasy chorych nie radzą sobie z kontrolowaniem tego i można było tak pracować latami. Składki emerytalne nie są obowiązkowe na działalności i ich to już w ogóle nikt nie płacił, bo by nam zjadały jedną trzecią wypłaty.

Pracowałes dość długo jako dostawca, to pewnie masz jakieś porównanie: jak wyglądała praca gdy zaczynałeś? Co się zmieniało na lepsze a co na gorsze?

Pensje zmieniały się na gorsze. Deliveroo płaciło od kursu i z czasem obniżało stawki. Jak zaczynaliśmy, to dzięki niepłaceniu tych wszystkich składek można było zarobić z napiwkami średnio jakieś 10 € czy czasem 12 € za godzinę na rękę i w miarę normalnie z tego żyć. Potem firma zaczęła zmieniać algorytmy tak, żeby płacić coraz mniej od kursu i coraz trudniej było utrzymywać zarobki na stałym poziomie. Zaczęła się też konkurencja między kurierami o najlepsze strefy w mieście. W niektórych dzielnicach można było zarobić trzy razy więcej niż w innych, ale miejsca były limitowane i trudno było się tam dostać. Poza tym od pewnego momentu zaczęliśmy dostawać coraz mniej kursów. Nie jestem pewien z czego to wynikało, być może Deliveroo zatrudniło za dużo kurierów, a może za bardzo podwyższało ceny dla klientów, albo przegrywało z konkurencją. W każdym razie coraz częściej się zdarzało, że siedzieliśmy na ławkach, czekaliśmy na kursy i nie zarabialiśmy ani grosza. Zimą można było strasznie zmarznąć od tego czekania.